wtorek, 16 lipca 2013

Najważniejszy dzień...

Zacznę od mojego najważniejszego dnia w życiu do tej pory... ślubu. Uroczystość odbyła się w wymarzony weekend majowy. Pogoda zapowiadała się paskudnie, ale ku zdumieniu wszystkich, między nieprzerwanymi deszczowymi dniami, znalazły się dwa dni pięknej pogody. Zatem śmiało mogę stwierdzić, że buty wystawione na parapet spełniły swoją rolę :)
Chcąc sprawdzić swoje możliwości postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Planów było wiele, ale trzeba było myśleć rozsądnie i wziąć pod uwagę stres, który najprawdopodobniej mnie ogarnie :) I owszem ogarnął i to nie mały :) Początki były spokojne, ale stres narastał w miarę zbliżającej się godziny. Zaczęło się niewinnie od toczka, który okazał się niezbyt atrakcyjny ;), następnie od konieczności zmiany całej koncepcji dekoracji począwszy od bukietu młodej, po dekorację kościoła, poprzez odmówienie zamówionego samochodu na dzień przed ślubem i kończąc na odbiorze tortu, który niczym nie przypominał zamawianego:) Pomimo tego mam nadzieję, że wszystko się udało.
Wracając jednak do tematu dekoracji, nic nie wyszłoby gdyby nie pomoc rodzinki, której jestem bardzo wdzięczna :) Mój bukiet składał się z eustomy, frezji ostu szkockiego i zatrwianu. Z ostu, zatrwianu i starca zrobiłam butonierkę dla Pana Młodego. Pierwsze miały bukiet z cytrynowych goździków, z których zostały też zrobione butonierki dla Pierwszych i przystrojenie samochodu. Dekoracje sali stanowiły zanurzone w kielichach kwiaty storczyka z białymi kamykami oraz dla uatrakcyjnienia rybka :)  Natomiast w kościele dominowały róże, chryzantemy gałązkowe, gerbery oraz czosnek olbrzymi. Poniżej kilka zdjęć...









1 komentarz: